Witam.
Jak zwykle często się tutaj nie udzielam, aczkolwiek w końcu coś trzeba napisać. Mamy luty, tak, systematyczność i ja nie idą ze sobą w parze. Chociaż, muszę przyznać, że teraz będę częściej. Mam w końcu komputer, na którym można w końcu coś zrobić, a nie trzymać zdjęcia...
Życie...
Czy aby na pewno każdy je docenia? W pośpiechu codzienności zapominamy o najważniejszym - żeby żyć, tak żyć, by coś z tego pamiętać, a nie tracąc czas, na nic nierobieniu. Uwierzcie mi (bo zakładam, że ktoś to czyta), wiem z własnego doświadczenia. Żałuję, traciłam czas... Nic nie robiłam, nadal pragnę to zmienić. Blog miał być częścią mego życia, sensem... złotym środkiem. Niestety, ostatnie wydarzenia zachwiały mną fizycznie i psychicznie. Stąd pierwsze pytanie w tych wypocinach. Zwracając uwagę na samo pojęcie życia... Rodzimy się i umieramy, od nas zależy co będzie pomiędzy. MAMY JEDNO ŻYCIE. Trzeba szanować zdrowie, wiadomo... każdy ma jakieś złe nawyki... zalecam (razem ze mną), żeby zmieniać wszystko na lepsze od dziś, nie od jutra, od poniedziałku, za rok... Dzisiaj, teraz.
Nie wiem co chciałam osiągnąć tym, co napisałam wyżej. Powiem, że lepiej się czuję. Mimo, że moje życie jest w kawałkach... Wszystko się tak popsuło, że nie wiem co mam dalej zrobić. Choroby... rozstania, powroty... a wkrótce i szkoła...
Dobranoc.